Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/279

Ta strona została przepisana.

wierzoną mi tajemnicę, wolen od przysięgi, wolen od kłamstwa i tajenia się przed dobrymi ludźmi, wolen od podejrzenia, żem spólnikiem jakiejś sprawy nieczystej, do której się ani przyznać, ani się też jej wyprzeć nie mogłem!
— Semen! — zawołałem — już się teraz szczęśliwie skończyło między nami! Wiarym ci dochował-, przysięgi dotrzymał; wolen już jestem, nieprawdaż, i nic tobie nie winien!
— Ale ja tobie — rzecze Semen.
— I ja tobie! — mówi Opanas. — Jam ci dłużnik jeszcze. Sto cekinów ja tobie winienem, chłopcze!
— Winniście mi tylko jeden cekin, Pańku — rzekę mu na to, a umyślnie nazwałem go tak, jak on sam kazał się nam nazywać, kiedy się z panem Harbaraszem ujednał był w Turczech za furmana — ale i tego cekina pewno nie wydobędziecie z tego mieszka, coście go wykopali, bo gdzie wy to sprzedacie?
— A wiesz ty, co w tym mieszku jest?
— Oko Proroka jest — rzekę -— brylant, kamień drogi jest, który tak jest nazwany.
— A skąd ty o tym wiesz?
— Wiem, bo pościg tu był za tym kamieniem i za ludźmi, co go zrabowali — powiadam, powtarzając to, co mi złotniczek Lorenc od pana Siedmiradzkiego swego czasu był opowiadał — i to wiem, że lepiej tego we Lwowie na targ nie nieście, bo i głowy wasze wraz na targ poniesiecie.
— Nie bój ty się, Hanuszu, teraz o nas — mówi na to Opanas — mamy my już kupca, dobrego kupca, a sito cekinów, to już tak, jakbyś w kieszeni miał.