Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/282

Ta strona została przepisana.

Zaprowadził mnie pan Heliasz do samego pana, a pan Jarosz przywołał panią Jaroszową i znowu wszystko opowiadać musiałem, a tak mnie wszyscy w podziwieniu sobie mieli i tak mnie jako dobrego syna i wiernego człowieka, co zginie raczej, a wiary nie złamie, chwalili, że owo nie tylko słodką nagrodę sowicie za wszystko teraz brałem, com przecierpiał, ale nadto za wiele tego było na mnie i ponad zasługę moją, że mnie tak na trzy zbytki cukrowano, bom ja tylko chciał, a Bóg dał.
Dowiedziałem się też od pana Heliasza i od samego pana Jarosza, że co mi Bedryszko zapowiadał, to się łacno ziścić może, bo naprawdę przyjechał do Lwowa wysłaniec tureckiego cesarza czyli czausz, nazwiskiem Effakir Mechmet, a to z takiej przyczyny, że w Stambule, sułtańskiej stolicy, umarł jeden bardzo znaczny i sławny kupiec, który się zwał Resul Aga Czelebi, a cały jego majątek poszedł na skarb cesarski. Miał ten kupiec wielkie handle we Lwowie z Ormianami i Grekami, którzy mu ogromne pieniądze winni jeszcze byli, tedy wysłał sułtan turecki tego czausza z listami do naszego Króla Jegomości, aby te długi na ręce czausza mieszczanom lwowskim wypłacić kazał, a Król Jegomość, że był pod ten czas w pokoju z cesarzem tureckim, uczynił jego wolę i przydał temu czauszowi dworzanina swego, pana Jana Kurskiego, który z czauszem do Lwowa zjechał i w odbieraniu długów mu pomagał.
— Na wielkie to krocie liczyć — mówił pan Heliasz — co ten Turek ze Lwowa wywiezie, bo owo nie masz tu kupca większego w mieście, aby temu