Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/283

Ta strona została przepisana.

Resulowi winien nie był, za perły, korale, kobierce, korzenie, małmazję. Pan Spytek także mu jeszcze winien i jutro płacić będzie, chociaż niewielka to suma, ale inni to na tysiące talarów wiszą; sam pan Grzegorz Derłukaszewicz 120.000 asprów ma mu zapłacić. Tedy jeśli ten czausiz Effakir chce wykupić owo „Oko Proroka“, a pewnie będzie chciał, bo słyszę, że ono z jakiegoś ich „świętego miejsca“ pochodzi, to pieniędzy mu na to nie zabraknie, a ci Kozacy dobrze go pociągnąć będą mogli.
Ojciec mój, który do tego czasu myślał, że skoro ma konfirmację królewską w kieszeni, to już i sołtystwo także w kieszeni z sobą nosi, nacieszywszy się do syta, zaczął teraz frasować się znowu, czyli Kajdasz zechce ustąpić przed samym gołym dekretem, i co mamy czynić, aby słowo królewskie stało się ciałem. Pokłonił się tedy ojciec panu Heliaszowi i rzecz mu całą opowiedziawszy, pokornie o radę prosił,
— Jam takich rzeczy nieświadom — mówi pan Heliasz — bom w prawie nie praktyk i nic wam dobrego nie poradzę, ale dam wam cedułkę do pana Kaspra Przeździeckiego; to jest jurysta zawołany, i do polskiego, i do niemieckiego prawa. Do niego idźcie, nic on od was nie weźmie, z przyjaźni dla mnie to uczyni.
Zaraz poszliśmy do pana Przeździeckiego, a on wysłuchawszy ojca, powiada:
— Gdyby to prawo było między mieszczanami, zaraz bym rumacją i intromisją wyrobił, ale że to rzecz między dwoma, z których żaden nie jest mieszczaninem i żaden szlachcicem, tedy to ani w grodzie,