Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/306

Ta strona została przepisana.

spodyni nawiozła z sobą ze Lwowa kaszy, słoniny, wędzonych schabów, zaś już we wsi kupiła jaj i mleka, a podstarości miodu dwa gąsiory nam sprzedał, w trójnasób go kazawszy zapłacić, tedy mieliśmy czym uraczyć Kozaków, i tak weseliliśmy się wszyscy do późnej nocy, że już kury piały, kiedyśmy o spaniu pomyśleli.
Nazajutrz raniutko Bedryszkowie i obaj Kozacy byli już na koniach; pilno im było wracać; żadną prośbą nie dali się nam nakłonić, aby choć do południa zostali.

Jam się jak dziecko rozpłakał, kiedym się z Semenem żegnał, jakżebym przeczuwał, że to na zawsze rozstanie — jakoż ani Semena, ani jego ojca już nigdy potem nie widziałem ani też zasłyszeć o nich mi się zdarzyło. Stary Bedryszko pewnie już nie żyje, kiedy to piszę, ale Semen łacno że żyw jeszcze, bo mało co starszy ode mnie był — a Bóg niechaj mu zawsze i wszędy pomaga, bo mi dobrze czynił i za brata go sobie miałem.