Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/309

Ta strona została przepisana.

brym powodzeniem przyjaciół moich radować mogłem. O Urbanku już mówiłem, że we Włoszech w Padwie doktorem nauk, a potem profesorem i sekretarzem królewskim został; Matysek jest teraz organistą przy samborskiej farze, ożenił się z cnotliwą panną; dobrze im się dzieje.
Nastały także lepsze czasy i dla Podborza; poszedł dawny podstarości, z wielkim wstydem się wyniósł, bo go na fałszywych rachunkach i na różnych oszustwach wyłapano, a ten nowy, co teraz jest, uczciwy i stateczny, Boga ma w sercu, sprawiedliwie z biednym ludem się obchodzi, co musi, tego po nim wyciąga, ale ponad to nie szarpie, nie krzywdzi, nie uciska; bardzo go sobie ludek chwali i daj Boże, aby wszyscy starościńscy urzędnicy tacy byli.
A o tych ludziach, co mi źle czynili, to cale już nie pamiętam, jakoby ich na świecie nigdy nie było; ani pomsty na ich głowy nie żądam, ani im źle życzę, raczej im dobrze czynię, kiedy na to przyjdzie, jako na ten przykład Kajdaszowi, który na zamku samborskim w grubach palił i izby zamiatał, a nędzy zażywając, nieraz ode mnie wspomożenie wziął.
Bo tak być powinno: prawa swojego dochodź, od krzywdy wszelką siłą się broń, nogami i rękami przy swoim stój a choćby zębami się odgryzaj, bo to twoje prawo jest, ale pomstę Bogu pozostaw. Zawsześ ty więcej wziął, aniżeliś wart, a kiedy na tamtym świecie liczbę czynić będziesz z żywota swego, dłużen zostaniesz i miłosierdzia potrzebny.

KONIEC