uczyć się od kogo innego w Krakowie, przeto ciążyła jeszcze na panu Zdarowskim powinność dozorowania bielizny i szat panięcych, tamtej pod regestrem jako liczniejszej, tych bez regestru, bo ich było niewiele. Do posługi i zabawy przeznaczonych było trzech młodzieńców szlacheckich, czyli wyrostków, z których jeden Wydżga, syn urzędnika powiatowego i przyjaciela wojewody Sobieskiego, winien był rozmawiać z synami pańskimi po łacinie, dwaj inni, Barcikowski i Żórawski, dopomagać mieli w zakupowaniu różnych rzeczy po sklepach i czyścić szaty panięce. W tymże samym charakterze wyrostka towarzyszył wyprawie szkolnej pewien francuzik, oddany na ręce panu wojewodzie i polecony stąd osobliwszej baczności pana Orchowskiego »aby się nie polotrował«.
Umiejąc po turecku, miał on przy zabawie poduczać wojewodziców tego języka, nimby w razie postępu synów w turecczyźnie, zaciągnął ojciec osobnego do niej Greczyna lub Włocha z Carogrodu. Oprócz wymienionych tu osób, jechał jeszcze kredencerz ze srebrem, z cyną i z obowiązkiem czyszczenia sukien panom Rożenkiewiczowi i Zdarowskiemu; kucharz z potrzebnym sobie przyborem i sługa pana Orchowskiego, nie wchodzący w komput[1] instrukcji wojewodzińskiej. Całemu zaś orszakowi komputowemu, czyli wyrazem instrukcji mówiąc: »całej czeladzi« przewodniczył z dyskrecjonalną[2] władzą ochmistrz Orchowski. Zupełnem