u osobnego księdza, wynagradzanego za to jurgieltem 40 złotych i stołem u wojewodziców. Podczas mszy winni byli synowie, według zlecenia ojca, odmówić »siedem pacierzy, siedem Zdrowaś, jedno Wierzę, Litanję o Najświętszej Pannie Loretańskiej i t. d.«
Przy wyjściu z kościoła rozdawał idący za wojewodzicami Barcikowski jałmużnę, na co miał od pana Orchowskiego wyliczony sobie co sobotę złoty jeden w szelągach. Po mszy następowały nauki w klasach, z których wszyscy czterej wyrostkowie odprowadzali panów swoich do domu. Tam resztę przedpołudnia zapełniały repetycje i pensa[1] pod sterem pana Rożenkiewicza, przeplatane nauką języka niemieckiego, nad którym ojciec, przy panującej teraz w Polsce królowej Niemce, ukoronowanej właśnie przed rokiem Cecylji Renacie, z osobliwszą gorliwością pracować kazał synom w Krakowie.
U stołu zbierała się w izbie panięcej cała czeladka, wraz z codziennym gościem duchownym, poszcząc piątki, soboty i wigilje, a we środę, gwoli zdrowia wojewodziców, z mięsem jadając. W sobotę, ile razy panicze suszyć chcieli zwyczajem domu rodzicielskiego, »i owszem, nie broniono im tego«, zwłaszcza, że należeli do bractwa Różańca N. Panny. W dni zwyczajne przepisał pan wojewoda wikt skromny, ale nie ladajaki, godny stanu, w jakim Pan Bóg chciał mieć jego synów. Po południu znowu nauki i repetycje, zakończone wie-
- ↑ Zadania, zadane lekcje.