Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 025.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głową. Przychodzili ludzie z zamówieniami — to się budził i w mig wykończał robotę. Znali go już wszędy. Robił koła i kółka, pługi nowe, żelazne, zegary naprawiał przy czasie, a nawet fuzye zrobił ze dwie i skrzypiec parę.
Wieść o nim leciała daleko. Na ojca nikt się nie oglądał — zaćmił go syn.
Co się tam w sercu ojca działo — niewiadomo. Nie przeszkadzał Jaśkowi, żył, jak dotąd, lecz gdy kto pochwalił zasłużenie Jaśkową robotę — zieleniał, klął cicho i zamykał się w chałupie. Zdawało się, że »majsterkę« zarzucił doznaku; pracował ino na gruncie.
— Dyć jest syn, to wam niech zrobi! — odpowiadał, gdy go prosić przyszli. — Ja sie ta już tem nie trudnię.
Ale inaczej myślał w sercu. Postanowił zrobić coś takiego, czemu syn nie sprosta. Nie wiedział jeszcze co, ale czuł, że musi zrobić, inaczej powiedzą ludzie: »Wicie! Jasiek przemyśniejszy od ojca...«
— Bedziemy widzieć, kto przemyśniejszy! — mruczał, zacinał się w zawziętości wewnętrznej, spozierał z boku na Jaśka.
Ten zaś cichy, nieświadom gniewu ojca, przesiadywał w kuźni, albo dumał, siedząc na traczu z podpartą głową.
— Dumaj, choćby do sądnego dnia! to nie wydumasz — powtarzał stary i skarżył się przed ludźmi na syna, że »taki dumac i niemrawa«.