Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak mnie, Sobuś, tak mnie to nadeszło...
— Mówcie głośniej, bo piła!
Zgrzyt przyduszony tłumił gwarę i wchłaniał ostre słowa.
— Niech cie Bóg broni, Sobuś, niech cie Bóg zachowa!
— Od czego?
— Ja ci powiem, ino mię słuchaj uważnie. Rano było... Ty już wiesz, co ja rano robię. U mnie pacierz i chwała Boska przedewszystkiem. Juści ta mówię ten pacierz i mówię — a tu mi cosi szepce: »Kozera, podź do żyda! Kozera, podź do żyda!« Co to jest? — myślę sobie — czy mnie dyabeł kusi, czy co? Ale nic — mówię dalej... Ojcze nasz... Zdrowaś... Wierzę... A tu jak mnie szarpnie cosi za ramię, jak mi wrzaśnie nad uchem: »Kozera, podź do żyda!!« Tak coż było robić? Zebrałech sie i idę... idę, idę — a cięgiem czuję, jak mie cosi popędza, popędza... No i przyszedłech do Zyśla. Jak-ech przyszedł...
— Michał! do piły! bo dochodzi... — wrzasnął Sobek.
— Jakech przyszedł, takech ci ta i ostał... od rana do połednia, od połednia do wieczora. Naschodziło sie chłopów! Był i Kanty i Luberda i Grela, było tego sporo. Pijemy ta, pijemy, a czas leci, nie stoi... Juści ja kazuję półkwartek, Grela też; znalazł sie przy nas i kumotr z nad miedze i ktoś jeszcze... dość, że nas było mocki. Popiliśmy sie święcie,