Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

razu do karczmy, choćby mie w gardle piekło. Nie pudę — wolę skonać... Tak Sobuś...
— Bedzie karczma próżniejsza!
— I ty nie chodź, radzę ci... Usłuchnij mnie starego! Bedziesz widział, że mi podziękujesz! Bo to piekło. Obraza Boska! Nic więcy... Tak, tak Sobuś — zakrztusił się Kozera i poszedł wolno ku watrze.
— Filut stary! — zamruczał Sobek — widuje mnie u Zyśla i boi sie o dziewkę... Myśli pokraka, że ją haw mam w głowie... Już, zaraz! Trza ci zięcia! Zjesz ty dyabłów trzysta...
Przy watrze gwarno było. Błażek cuda naopowiadał o świecie.
— Rozmaite światy są... roz-ma-i-te!
— Dyć każdy wie o tem, nie ino wy...
— Ja rzekę nika nie był — podjął Jędrek — a ni mam sie za głupiego...
— Wyręczą was w tem ludzie... dajcie spokój — pokpiwał z niego Szczypta.
A Błażek stracił miarę zwykłą i opowiadał dalej.
— Szliśmy wtedy z pod Rusa i zatrzymalimy sie pod Krakowem. Ładne miasto, przystojne!... ni ma co rzec. Jest co widzieć, ino żeby był czas po temu... Są tam wieże dwie, straśnie okropeczne!... Strach hań wyjrzeć. A na wieżach onych patrol stoi i trąbi bez cały dzień...
— Niby na co?