Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hej!
Przerwali. Krzyk się rozległ. Pomiędzy chłopów wpadł zdyszany Wojtek. Ale niedługo tu popasał. Za nim biegł ojciec z paskiem rozpasanym i wywijał nim w powietrzu.
— Trzymaj hycla!
Zapóźno! Wojtek w mig przesadził tracz, chybnął przez wodę i oparł się na drugiej stronie roztoki.

»Kazali mi na maliny —
A ja za piec do Maryny...«
Hop! Hop!

Zaśpiewał ojcu, obertnął się dwa razy na pięcie i pobiegł ku Margoścynej chałupie.
— Przyjdziesz mi ty tu!... — pomyślał za nim ojciec i zatrzymał się przy chłopach. — Takie mam z niego skrzepienie! W izbie nie przyjrzy, nie pomoże kielo telo, ino wsze cosi kasi dłubie... Zmajstrował mu Jasiek skrzypce, juści rzempoli mi po za uszy i rzempoli... Ja też wziął skrzypce i spalił. Myślę se: ustatkuje sie... coby! Wycyganił nowe od kogosi i z tem ma całą robotę... wisus! Nawet sie wybić nie da, bo ci sie wyrwie z garści i ucieknie... Huncfot zatracony!
— Na ojca sie podał — pomyśleli se chłopi.
Zabrał się od nich i poszedł za izbę do bab, kopiących ziemniaki; ale nie długo bawił przy kopaniu. Jeszcze mu się żółć nie ustała... Wojtek