Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj, ty, ty!
— Coś ta widział? — zagadnął Wojtek.
— Takich, jak ty, próżniaków.
— Kany?
— Wszędy ich pełno. Masz skrzypce?
— Nie mam.
— Czemu?
— Bom nie zdołał dopaść, jak mnie tatuś gonili.
— Gonili cie?
— A jakże! Codzień mają ze mną taką uwijackę...
Matka wysypała kluski na miskę i wlała do nich słodkiego mleka.
— Pódźcie! Siadajcie! — prosiła, wyjmując łyżki z za łyżnika.
Przybliżyli się. Zośka pierwsza. Józek się przeżegnał styliskiem i usiadł z kraja. Wojtek ostawał naostatku.
— Pódźże i ty Wojtuś! Nie cofaj sie.
— Jedzcie!... ja nie bedę...
— Dzisz ty! O głodzie pódziesz spać? — zgromiła Margośka. — Siadaj zaraz!..
Wojtek siadł, nie dał się długo prosić. Jedli jakiś czas w milczeniu. Matka z miłością spoglądała na Józka.
— Zmordowanyś?
— Ba! co myślicie? Od rana...
— Jakżeci sie ta wiedło?