Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawdy przecie ja od nikogo łaski potrzebował nie bedę. Żeby mi ino Bóg dał zdrowie...
— Matka Najświętsza!
— A jak też bedę i robił, co zdolę, to mię nikt za psa nie weźmie, ba za człeka! Tu robię telo roków, a da mi kto poćciwe słowo, abo co?
Uniósł się na wyrku.
— Mocny Boże! — szepnęła Margośka.
— Ja przecie od nikogo za darmo nic nie wezmę, nawet za dobre słowo podziękuję... A tu hycle są, nie ludzie! padam wam... Nikany nie wstępuj, na oczy im nie właź, bo cie zjedzą! Abo ukąszą tak, że ochota do życia odlatuje... Pany! W harendę wzięli świat od Pana Boga i nie dadzą sie używić nikomu, kto im sie nie okupi... Oni mają honory, dostojności wszelakie, reszta ma skakać przed nimi na piesku... La nich uciechy, tańce, zabawy i karczmy, la komorników nic! psia buda u gnoja...
— Może cie kany kto napastnął? Powiedz!
— E, napastnął!...
— Mówże przecie!
— Ja tu nie gadam o jednym razie, bo sie to widać całe życie tak dzieje...
— Nie właź pomiędzy nich!
— Dyć każ pódę? Swojego świata ni mam, żebych po nim chodził...
— O dyć nie masz, nie, dziecko, nawet kawałeczka!