Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ja słyszę! co ja słyszę! — szepnęła Margośka.
— Niech was Bóg broni, jaki to obwieś był zawzięty! Co ja od niego wycierpiała...
— Ale nie wiesz, jak sie to stało?
— Co bych nie wiedziała! Pili razem w karczmie z Tomkiem ze Skalistnego, z tym, wiecie, co to po niebożyczce Tekli...
— Dyć-ech znała. Wieczne odpoczywanie!
— Pili razem i pili, aże sie zmrokczyło...
— Kiedyż to było?
— Dy przedwczora, kie to taki wiater był straszny...
— Z poniedziałku na wtorek.
— No i, wicie, przy pijatyce jeden drugiemu cosi pedział, ino nie wiem, kto zaczął, bo żyd mówi tak, a chłopy znowu inaczej... trudno wymiarkować. Dość, że sie, wicie, pokłócili rzetelnie. Oniby sie byli już w karczmie bili, ino ich chłopy ozerwały... Z tego jankoru Sobek począł pić i pić, wreszcie żyd mu nie chciał dać okowity. Toż to on na żyda! Żyd uciekł do alkierza i zamknął sie na skóbel. Z tej złości Sobek rozbił szynkwas i potłukł wszystko szkło na drobne kawałeczki...
— Co to za dusza wściekła!
— Dy powiedźcie!... Wreszcie ni miał już co robić i poszedł. A na małą chwilę przed nim wyszedł Tomek...
— I tak sie zeszli!