Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiedzieć, jak to było. Bo Sobek powiada, że spotkał idęcy Tomka i wsuł mu parę pięści, nic więcy...
— Czegóż trza było!
— A insi znowu mówią, że go młócił potela, pokiela zdołał. Co zemglał, powiadają, to go krzesił wodą i tłukł, pokiela nie dobił...
— Prędzej, że tak...
— Nic my w chałupie nie wiedzieli. Aże dziś dopiero sam sie wygadał. Ale on nie wiedział, czy ten żyje, abo co, dopiero dziandziary pedziały, że umarł...
— Bedzie on miał za swoje!
— Ba! Człeka zabić, to przecie nie co inszego...
— A cóż stary?
— E, wścieka sie nie wiedzieć na kogo! Sam wychował takiego zbója...
— Od czasu nie wróżyli dobrego Sobkowi, od czasu! Ale ociec winien. Bo wiecie, jak on go uczył od mała? »Jak cie kto napastnie« — powiada — »weź kamienia i wal w łeb!...«
— Nie poszła w las nauka...
— Dy widzicie!
— Skąd też ta takiego sumienia wziął, moiściewy! — mówiła Jagnieska. — Człek przecie nie bydlę, ani co, żeby sie tak pastwić!
— Skąd też to taka straszna zewziątka?
— Pytajcie sie! — odrzekła Haźbieta.
— Dyć trudno miał tak bez powodu...