Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

za młodu prowadzili. Dobrością mógł mnie zawieść do piekła, za to złością nikt ze mną nie poradził. Czym więcy bili, tym ja gorsza! Tak było i z macochą...
— I zawdy tak bywa, jak ojce są ladaco...
— Nieinaczej!
— Co on mi też powie? — myślała Zosia, stawiając na oknie dom z cienkich patyczków.
Jagnieska doprządała kądziel, Margośka zaś nici uprzędzione zwijała na motowidło, licząc uważnie po trzydzieści na każde pasmo.
— Śtyry... pięć... sześć... Chwała Bogu, że choć zdrowy!... siedem... ośm... Bieda, jak se nie umie sam napisać... jedenaście... dwanaście... lepiej niech przyjedzie na święta... trzynaście... milej nam bedzie razem... piętnaście... to sie ucieszymy we troje... czworo... oho! już! Zmyliło mi sie...
Poczęła rachować od początku namotane nici.