Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chwałę. Ale mi ciężył na ręku, bardzo ciężył... Co ja nie robię! Zbliżam sie i kładę na ołtarzu, a potem wyjmuję sobie zęby po jednemu i daję mu do zabawy... I kiedych już ostatni ząb wyjęła la niego, wtedy widzę, jak sie Najświętsza Panna ku mnie z obrazu wychyla i przyzywa mie ręką do siebie... Zbliżam sie nieśmiało, z wielką trwogą, a Ona, patrząc na mnie litościwie, urywa kawałek świata, jaki miała pod stopami. »Skosztuj»« — mówi mi — »tego chleba, jakim ja na świecie żyła...»« Z przestrachem biorę, kładę do ust... gorżkie, jak piołun, twarde! Jak tu jeść, kiedy ni ma ani jednego zęba... ale Ona zachęca mnie wzrokiem, bych jadła. Juści gryzę dziąsłami, do krwi gryzę, a łzy mi sie toczą z boleści... Przełknąłach wreszcie. O! powiadam wam, jaka słodkość nastąpiła potem — to nie macie pojęcia! Coś takiego, jak gdyby samego nieba ugryzł, abo raju!
— I co potem?
— Obudziłach sie. Alech tę słodkość do rana w ustach miała...
— Wicie, wicie...
— Naprawdę! Mówię wam.
— Dyć wierzę! — kiwała głową Jagnieska z przekonaniem. — Coby nie!
A Zosia tak się zasłuchała głęboko, że jej pot drobną rosą na czoło wystąpił.
Długo potem rozbierały na różne sposoby znaczenie tych pokrewnych snów. Ale im dłużej my-