Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 142.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bańki lodu... Zwolna poczęły topnieć, zamieniając się w białe krople...
Margośka zapłakała — i spłynęły na pościel ostatki łez...
— Mamusiu! — szepnęła Zosia.
— Co?
— Ja pódę po wsi... — zająkła się.
— Na taki śnieg!
— Przejdę! Bedziecie widzieć! Obuję stare kerpce, odzieję sie...
Margośka na to nic nie powiedziała, a Zosia, przebierając nogami, patrzała jej w oczy z niemem oczekiwaniem.
— Mamusiu!
Chora z wysiłkiem obróciła ku niej głowę.
— Pódziesz, to idź... Ale to sie na nic nie przyda.
— Przecie ludzie mają... Czemużby nam nie dali?
— Mocny Boże!
Zosia migiem się zaobuła i zaodziała na siebie maminą chustkę...
— Jakże pedzieć? — spytała, stając przy drzwiach.
— Proś pieknie, niech ci dadzą choćby kapkę mleka...
— I mąki też?
— I mąki, abo ziarna... Choć szczypusię!
— Dobrze.
— A wracaj też tu, wracaj...