Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ścieli, ale nie mogła ustać na nogach — oparła się o ścianę.
Kozera Zośkę położył na łóżku i nastawił ku niej ucho.
— Dyszy... dyszy... Dejno mi Hanka wody!
A widząc, że dziewczyna patrzy błędnie przed siebie i, oparta o ścianę, nie rusza się na zawołanie — mruknął:
— Cierp, kie ci sie zachciało... zdechnij suko!
Ściągnął z ławy worek, wypchany słomą i rzucił przed nią na ziemię.
Hanka się osunęła na posłanie, postękując chwilami boleśnie.
— Nie jęcz mi nad uszami! — wrzasnął.
Zacięła zęby i oczy obracała wielkie, załzawione... On konewkę przysunął do łóżka i począł nabierać dłonią wodę, maczając skroń omdlałej... Oddychała ciężko parę razy i otworzyła oczy. Chciała się poruszyć, ale syknęła z bólu i zapadła na nowo w odrętwienie...
— Nic to! Zabiermy sie do nogi... — szepnął Kozera i począł zwolna, uważnie rozobuwać skórzane kerpce.
— Co tu krwie naszło... ratunecku!
Odłożył kerpce i onucki i zabrał się z powagą do operacyi...
— Boli! boli! — syknęła Zosia, gdy wodą obmywał świeżą ranę.