Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 161.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szywaną... co? Portecki też, a jakże! Bedziesz se parobkiem!

»Hej... za stodołą kury pasał,
Na ramieniu portki nasał!...«

Zaśpiewał głośno.
— Nie podoba ci sie? O cóż ty beczysz?... dziecko! Miejże rozum, nie zawodź, boś nie ino ty nieszczęśliwe... Źle ci tam w rękawie? Widzisz, nie pamiętałbyś, kiedy cię chrzcili... e cicho-że!
Perswadował mu i uciszał, dopóki się dziecko nie uciszyło zupełnie.
Szedł i szedł prosto przed siebie, zapadając w śnieg coraz głębiej. Mgła obsiadła go dookoła, w oczach poczęły mu majaczyć smreki — wieże — kościoły...
— Oho, już mie zajęło! — szepnął.
Zdawało mu się, że stoi nad urwiskiem... lada chwila usunie się miałki śnieg — i wpadnie... Wracał napowrót — i to samo. Zabrał się naprzód i ze ździwieniem spotykał swoje ślady.
— W kółko mię wodzi — pomyślał. — Ale poczkaj! Ja ci sie tu nie dam. Żeby na drogę trafić...
Poszedł w prawo, myśląc rozumnie, że wyjdzie na gościniec. Nawet mu się zdawało, że widzi osiedle; wyraźnie rozpoznawał białe dachy.
— Dojdę, bo niedaleko...