Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

brał się do czegoś inszego, co mu się oddawna roiło po głowie...
Począł znów częściej w kuźni przesiadywać i na traczu, a Chyba widząc to, mruczał:
— Znowu cosi majstruje. Niech go kolki...
I nieraz poszedł przysłuchać się z ciekawości, gdy opowiadał w kuźni chłopom, co zamyśla...
— Do czego bedą te sztabki, moiściewy?
— To... do koła — objaśniał Jasiek.
— A koło do czego?
— Samo do siebie...
— Hm... — dziwowali się. — Co to ma być?...
— Znowu cosi nowego wymani...
— Nie myślcie! — uśmiechał się Jasiek. — Nic wielgiego...
— Ale przecież?
— Bedzie taki wieczny chodzac... Już wiecie?
— Hm, hm...
— To coś, jak »wieczny żyd«...
— To, to właśnie! Zgadliście.
Uśmiechał się blado.
Teraz już chłopi nie wątpili, że Jasiek zgłupiał do reszty. Żałowali go między sobą...
— Co to wicie dumanie da? — mówili. — Łatwo może o nieszczęście przyprawić...
— Hej! pomięsza rozum doznaku...
— A szkoda go! Bo ma talant...
Stary Chyba inaczej sądził. Wiedział on, a jeśli nie, to się domyślał, co to ma być ten »chodzac«...