Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg dał człekowi rozum, coby dumał...
— Przeżegnajże się krzyżem świętym!
— Co wam to szkodzi, tatusiu?
— Zwaryjujesz! Zgnijesz pierwej chrobaku marny! Nim to zrobisz...
— Moc Boska!... przyda insi... to mie wyluzują...
— Gadajże z nim! on swoje! Ja ci padam, jako ociec, żebyś to zaprzestał!...
— O nie... darmo! Podejcież mi tę sztabkę, co leży u progu...
Chyba zaklął siarczyście i wypadł z kuźni. Już się więcej nie mieszał do Jaśkowej roboty.
— Niech duma! Niech przymierza! Kiedy taka uparta jucha sobacza... Zachciało mu sie dyablej służby, niechże robi! Ja sie już do niczego nie mieszam!
Ale nie wytrzymał, by choć raz na tydzień nie zajrzeć do kuźni. I jakaż była jego uciecha, gdy pewnego dnia nadszedł Jaśka — prawie w rozpaczy... Siedział na progu zgarbiony bólem, a oczy błędne utkwił w żelaznem kole, zawieszonem pionowo na walcu.
— Cóż ci to Jasiu? — spytał z udaną troskliwością.
— Nie chce iść... — jęczał Jasiek.
— A widzisz! Nie mówiłech ci: Dej spokój! Słuchaj ojcowskich rad i nie dumaj, bo sie to na nic nie zda!