Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej, niż u ojca... bo cóż tu miał? Pasek na śniadanie, laskę na obiad, a kij na wieczerzę, jak sam powiadał... Gadał mi też, jak sie nie mylę, że Jagnieska u nas komoruje... Co ony tam wszystkie jedzą, to nie wiem... Może Jagnieska ma ziemniaki, abo jakie ziarno... ale skądby wzięna?... Muszą i bez omasty biedować... Bo ktoby im ta podał?
Im bliżej był chałupy, tem ciekawość rosła. Radby wszystko wiedzieć odrazu. Tak dawno ich nie widział!
— Jak też mama wyglądają... czy nie chudzi? I Zosi pewnie przybyło? Wojtek mówił... Nie wiem, co on się tak Zośką interesuje?... Przejęty śkrab!
Droga się rozchodziła. Józek przystanął chwilkę, otarł pot rękawem i skręcił na lewo, ku Chybowemu osiedlu.
— Ho! Już wnetki! — pomyślał. — Zajdę niespodzianie... Zaburzę sie do drzwi... »Kto tam?« — »Ja!« — »Jaki ja?« — »Nie poznajecie mnie?« — »Wszelki duch!...« Mama się rozpłaczą... bo oni zawdy radzi płakać przy takiej okazyi... Potem zaświecą... Ja zdejmę tobołek i położę pod oknem na ławie... Potem Zosia zbudzi sie i wyskoczy z łóżka... przyleci ku mnie... obłapi mnie za szyję: »Józuś!« — powie mi tak serdecznie, jak ona to umie... Potem zacznie z ciekawości majstrować koło tobołka... Ja jej powiem: »Nie rusz!...« Dopiero rano, jak już słoneczko wyjdzie, otworzę sam tobołek i zacznę wyjmować po jednemu... chustkę la