Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż się pokryły w zagłębie i jary
Lub się w powietrzu rozwiały jak mary.        105

I na tę ziemię łez i wiecznych cieni,
Ziemię płaczących brzóz, jodeł i sosen,
Gdzie ludzie dawno zapomnieli wiosen,
Gdzie głód się rodzi i owies zieleni —
Na tę nieszczęsną, skamieniałą ziemię        110
Spłynął brzask ranny...

Od przeczystej zorzy
Iskry padają w zadymione szyby
Chat poczerniałych i szarych lepianek,
Budząc do życia to nizinne plemię.
Na wyrkach swoich dźwigają się chorzy,        115
Starcy omszali, jak miesięczne grzyby,
Wyłażą z chałup witać biały ranek;
I młodzi śniade wychylają lice,
Patrząc, jak światło mknie przez okolicę,
Jak się po roli wzdłuż smugami kładzie.        120
A w pełnym blasku wszystkie te postaci
Są jako grusze w zacienionym sadzie,
Są jako blade ziemniaczane naci,
Które w piwnicy wilgotnej przed wiosną
W nocy się kłują i bez słońca rosną.        125

Na ugor pusty, podobny cmentarzom,
Pasterz wypędził bydło, niech po trawie
Znikłej żywności szuka... Smutne owce
Zbierają grzyby i gryzą jałowce.
A on, pacholę, siadł... Trzy lata prawie,        130
Jak ten rok minie, służy gospodarzom,