Szarą nić życia i, wiszące mosty
Na wiatr z mozolnie powikłanej przędzy
Kładąc, nie wiedzą, że jutro czy prędzej
Deszcz je zatopi może razem z niemi...
Na łąki, pola i tłoki skaliste 195
Płynie za ciszą spokój nieprzerwany,
Jakieś od mogił milczenie wieczyste,
Żałość błękitna, żal w niej zakochany
I dziwnie rzewne jakieś zadumanie.
Idą po ziemi i na każdym łanie 200
Siadają spocząć, jak spoczywa starość
Na grobach dawnych... Gdzie spojrzeć przed siebie —
Nic — jeno martwa i milcząca szarość,
Nic — jeno pustka wielka, nieskończona,
Z oczodołami utkwionymi w niebie. 205
Nic nie zamąci głuszy. Czasem wrona
Zakracze, kiedy nad tą ziemią leci
W kraj, gdzie i ptactwu dłużej słońce świeci.
Na łąki, pola i puste zagony
Płyną za białą, południową ciszą 210
Umarłe pieśni... Ludzie ich nie słyszą,
Nie wiedzą o nich... A przedziwne tony
Grają po trawach, szeleszczą po zbożu,
Jak pieszczotliwy szept dziecka przy łożu
Umierającej matki. Gdzie dolecą — 215
Tam łzy, po listkach spadając, zaświecą
I lekkie w ziemi skryją się westchnienia.
Skon południowej ciszy... Zimne drżenia
Przechodzą polem... Kołyszą się liście
Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/83
Ta strona została uwierzytelniona.