Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/219

Ta strona została uwierzytelniona.
219

Wzięły za Matkę ludzkość-macochę,
A Ciebie, droga — w pamięci starły...        345
A jeśli czasem w tym ludów głosie
Jeden zadźwięczy — co myśli płoche
Tobie chce zwrócić — to jak umarły
Mówi, bo głosu nikt nie usłucha;
W szumie fal morskich — kropla... okrucha!        350

Te syny pracy — są jak potomki,
Co się rozlecą we świat dla chleba:
Stawiają gmachy, budują domki,
Czują to tylko — co im potrzeba;
A jak są w chacie — to walczą z braćmi,        355
Że im wydarli ojców spuściznę,
I głośno krzyczą: „Złodzieje! dać mi
Moje zagony — mą ojcowiznę!...“ —
I walczą z sobą... — a matka głodna,
Ze łzą na oku spać się położy...        360
Ostatnią czarę wychyli do dna —
Własne jej dzieci dają truciznę!...
Kto więcej winien — na to sąd boży.
Ale — o syny! miejcież Ojczyznę!
Nie chodźcież żebrać po Europie!...        365
Do katów Matki nie chodźcież prosić!...
Bo hańba pali po każdej stopie —
Czy ją przez wieki zechcecie nosić?!
Głodniśmy — prawda, bo nasza ziemia
Jednych wygania — a drugich tuczy...        370
I nieraz człowiek z gniewu oniemia —
Ale czyż przeszłość nic nas nie uczy?
Patrzmy — narody żebrzą wolności,
A same drugim tę wolność kradną!