Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/228

Ta strona została uwierzytelniona.
228

Nie dozwoliły czuć — co to podlić!        610
Nosiłbym w myślach swe ideały —
Piąłbym się do nich po szczeblach wiary —
Mógłbym się Bogu pieśniami modlić
I za marzenia — czekać na kary...
A dzisiaj!... twarda moja powinność        615
W serca mi patrzeć i gromić każe;
Może tą służbą — myśli niewinność
Stracę — a może grzechy swe zmażę...

XII

...............
Ponuro jęczą suche konary,
Zgryźliwie skrzypi śnieg pod stopami —        620
Księżyc od mrozu aż poczerwieniał,
Zarumienił się biedaczek stary —
Mróz, więc podchmielił nasz starowina,
Z czerwonym słońcem — blaski pomieniał
I idzie... idzie ponad grobami...        625
Zaduszki... północ... straszna godzina!...
Przyszedłem patrzeć, jak pójdą dusze
Tych — co niedługo już nas porzucą...
Cyt!... widzę... idą... grobowo nucą —
Kościół otwarty... zobaczyć muszę!        630
Na przodzie dziatki... dalej — dziewice...
Śnieżyste szaty — a w ręku świéce...
Idą parami... znajome twarze...
Janinka... Władzia... dalej — nieznane.
Krzyknę — i głosem swoim przerażę!...        635
Język mi skołczał... Na ścieżce stanę!
Nogi — jak drewno, przymarzły w ziemię...