Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/339

Ta strona została uwierzytelniona.
339

A lud ją potem opłakiwał rzewnie —
To mi się zdało, że już sercem myślę...
To mi się w piersiach podnosiło łkanie,        165
Gdym cały przeszedł w ciche zasłuchanie...

Późno już bardzo do domu wróciłem...
A że się wszyscy o mnie turbowali —
Na ich pytania troskliwe: „Gdzie byłem?“
Odpowiedziałem: „U bydła — na hali...”        170
I zaraz szedłem spać... Całą noc śniłem,
Że Cud-dziewica na wiślanej fali
Płynęła blada, cicha i uśpiona,
Jasnym księżyca blaskiem osrebrzona...

A jam nad brzegiem stał — i patrzał za nią,        175
Niby za jasną księżycową smugą,
Która przelata nad wodną otchłanią...
A gdym w płynącą zapatrzył się długo —
Raz mi się stała królewną, raz „Panią“...
Goniłem myślą i jedną, i drugą...        180
A gdy spłynęły obie w jedną całość —
Wtedy mię wielka ogarnęła żałość.

I sen uleciał... Wstałem — było rano...
Krowy dojono, bieluchnym jagniętom
Strzyżono wełnę, owcom sól dawano        185
I woły-sojki w jarzmo zaprzągnięto...
Bartek się stroił na łąki po siano...
Każdy coś robił — dla mnie było święto...
Bo mnie też całkiem zostawiono sobie —
Nikt się nie spytał — gdzie, jak i co robię...        190