Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tem, abo opadał i mówił jakoby do siebie. Gorączka nim owładnęła, jakiś obłęd dziwny. Śmiech i przestrach naprzemian chodziły po jego twarzy.
— Niedaleko pod Czeską jest pniak wypróchniały, a pod tym pniakiem, siedem łokci w ziemię, znajduje sie pełny kocioł śrebła... Nie wierzycie mi? Idźcie kiedy w nocy, a obaczycie już z daleka, jak sie biało świeci. Bo co noc na tym pniaku śrebło sie przesusza. Ale niech was Bóg uchroni nabliżać sie wtedy...
Przestrach mu z oczu patrzał, kiedy mówił dalej:
— Ja taki śmiały był, żem podszedł. Alem sie zaprzysiągł, że sie już więcej razy na to nie poważę.
— Coż was takiego spotkało?
— Czy ja wiem! Do dzisiednia nie umiem nazwać, co to było. Ni ptak, ni zwierzę, ni jaka potwora... Wyleciało z takim szumem, żem sie ledwo od wiatru na nogach utrzymał; jużem też nie czekał dłużej, bo mnie strach ogarnął.
Po niedługiej chwili zaczął:
— Wiem o jednem miejscu, kany jeszcze oko ludzkie nie stanęło zblizka. Jest tam buk, okręcony dookoła jedli. Tak sie trzymają w uścisku, jak brat ze siostrą, abo inaczej, bo ja nie wiem — dość, że razem rosną. Pod tym bukiem jest garnek, przykryty skrzyżalą, a w tym że-