Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cało zwiększonem przez wyobraźnię oburzeniem serca. Jak śmie takie człek niemrawy sięgać po jego Hanusię? Jak śmie nawet o niej myśleć? A choćby to nie było prawdą, to już samo gadanie o tem może gniew rozjarzyć.
— Suhaj, widać, w myślach swoich wyszukuje zięciów i rozpowiada bajtki ludziom, aby jarmark powstał. Wie, że na ludzi trzeba dzwonić, choć i do kościoła... A kto wie zresztą — myślał — może i ona zcyganiła, nie mając nic innego do opowiedzenia.
Uspokoił się w sercu pomału, bo i czemże nareszcie miałby się trapić? Czy to Hanusia nie jego? Niech się dobija o nią, kto chce... Ino jak śmie... — szarpało nim, gdy przypominał twarz Michała. Choć to może i nieprawda. Wierutne zmyślenie. W każdym razie postanowił zapytać się samej. Na myśl, że ją zobaczy wnet, odetchnął i uśmiechnął się, jakby witał nadchodzące szczęście.
Wstał i zawołał wesoło, jak wówczas, kiedy pasterzem nawoływał drugich:
— Jutro idziemy na bory!
— Na bory! — grały, powtarzając, echa.