Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja też tak — uśmiechnął się. — Zamierzyłech iść na dół roztoką, a zaszedłech do Huciska...
— Coż cię tam ciągnęło?
— Bardziej mnie ono pchało, niż ciągnęło. Ale to wszystko jedna siła — dodał — dość, żem sie tam niechcęcy dnia jednego znalazł. I nie żałuję! — począł mówić z wstającym zapałem. — Nadżyje sie, co przeszło, wszystko bedzie dobrze. Bo może nie wiesz, Hanuś moja, że ja ścinam ubocz?
— Powiadali, ale mi sie nie chciało koniecznie wierzyć. Bo jakżebyś sam dał radę...
— Czy ja to nie mocarz? Ścinam już od paru niedziel i raduję sie, że wnetki dojdę ku wierchowi. A wtedy se odetchnę szeroko, jak wiater, i kiela stówek zgarnę do zanadrza.
— Hej? To ci telo aże obiecali?
— Za cożbych sie mocował z twardymi smrekami? Za jakie tajne grzechy świata? powiedz. Przecie to nie żadna rozkosz, ino męka szczera. Tak, moje dziecko, tak mozolnie tych skarbów dobywam, o jakich ludzie myślą, że ich z Djabłem szukam. I powiem ci, że choć strasznie cnęło mi sie za tobą, nie miałech postanowienia obaczyć cię wcześniej, aż pieniędzy uzgarnuję...
— Przecie wiesz — przerwała — że choćbyś i goły przyszedł...