Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głuszyła ich spór, stawały się wówczas jedną myślą. A zaś odpoczynek je rozwydrzał i powodował ich starcia wewnętrzne. W takiem rozkłopotaniu i rozterce spędzał Rakoczy wieczory i święta.
Chcąc ujść ramionom samotności, które go oplatały podczas mroku i duszącymi uściskami niewoliły mózg, opuszczał chętnie nad wieczorem próg swojej koleby i wałęsał się po dolinie aż do późnej nocy. Gdy się trafił czas swobodny, wtedy zachodził dalej uboczami, nieraz do skraju polan, które zwykle wierchami się ciągną. A w tym czasie było dużo ruchu na polanach. Ludzie, którzy za dnia suszyli pokoszone trawy, dokładali kóp, zwijali się i zamykali koleby, aby ich noc na wierchach nie zastała, bo dalekie drogi mieli do chałup swoich; niektórzy byli z Klikuszowej, inni od Nowego Targu i z dalsza jeszcze. Pasterze zaś spędzali woły do koszarów. Odzywały się holokania przeciągłe i śpiewy. Nieraz od Czoła z wierchu zaleciało:

»Hej!... Turbaczu, Turbaczu,
Cożeś tak osowiał?
Ej, czy cię mgła obsiadła,
Czy cię wiater owiał...«

Wtedy Rakoczy wspominał z lubością swoje pasterskie czasy, kiedy z rówieśnikami pasał