Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bedzie inszego robił? Kiedy nic nie umie. Bez owiec to on kiepski, jakoś mu wsze czegosi brak. Z owcami nawykł, to go ino cieszy, jak sie lato poczyna rozrabiać.
— Z czego oni z tym psem żyją? — zagadnął Chudomięt.
— Ho! oni se ta umieją radzić, nie bójcie sie. Ten pies dla niego, to duże zbawienie. Sprzedał go na przedwieśniu księdzu z Mostownicy. Pies pobył u księdza parę czasów, wreszcie sie zabrał i przyszedł do Dyzmy. Ten, nie czekając, aż sie ksiądz upomni, sprzedał go zaraz organiście za parę papierków. Pies znowu przyszedł. Mój Dyzma znowu sprzedał go komuś inszemu. I tak go w krótkim czasie po kiela razy sprzedawał. Aż pies urósł w taką sumę, że sie oba za ten pieniądz godnie wyprzednowkowali.
Frankowi zbaczyło sie owo przykazanie, którego trudno było cygana oduczyć.
— Tak, tak... «Siódme: żyj, jak możesz...» Jest w tem i rozgrzeszenie z win zawczasu... Jeden cygan chciał iść prawdą — i nie dali mu.
A Chudomięt z Bekacem, śmiejąc się z Dyzmy i psa jego, zapomnieli doznaku: jeden o guzach na łbie, drugi o cielęciu. Jakby ich nic nie było spotkało.
Czas umykał, przeplatany robotą, gwarą, śmiechem.
Bekac i Franka potrafił rozbawić, zmyśla-