Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i przyciskał je długo w milczeniu do piersi, jakby chciał wcisnąć w nie ze serca wszystkie skargi i udręczenia swoje.
Franek się też roztkliwił i, zapobiegając, aby nie ranił powtórnie opowiadaniem serca swego, rzekł ze współczuciem:
— Wiem, co was spotkało... Opowiadali mi ludzie.
— Ludzie i tak nie wiedzą wszystkiego — szepnął, puszczając jego dłonie. Poczem usiadł na brzegu za przykładem Franka. Po niemałej chwili zaczął:
— Ja sie wam nie skarżę. Ja sie jeszcze nikomu na świecie nie skarżył. Ale sie już przepełnia w sercu...
Oczy mu zaszły łzami. Odwrócił twarz, aby je ukryć. I znowu chwila przeszła.
— Nie chcę prorokować... Ale sie cosi musi stać na świecie za to, że mnie ten los tak prześladuje strasznie.
Zapatrzył się na wodę i rachował w myśli, nie wiedząc, że głos powtarza za nim.
— Naprzód chudoba, potem dzieci, potem nieboszczka, potem chałupa, potem...
Osatał się i przerwał, kończąc po niedużej chwili:
— Tak sie mści i mści, nie wiedzieć, za co...
Roztoka bełkotała, to cichnąc, to podnosząc w zadyszeniu pierś okrytą pianą, jak ten czas