Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kim, iż po strasznych obrazach piekła pokaże jeszcze przebłysk nieba, jako ten promień słońca, spadający z wysokiego okna, i zakończy: «...wtedy dostaniecie się do królestwa niebieskiego, czego wam i sobie życzę. Amen».
Nie mylono się. Kiedy ksiądz powiedział «amen», zachwiał się cały kościół, podobnie jak staw, który stał w ciszy nieruchomo, naraz uderzony wichrem, wstrząsnął się i długi czas chwieje się powierzchnią, nim się nareszcie uspokoi.
Ksiądz, otworzywszy książkę, przewrócił w niej parę kartek i, przychylony, począł czytać wyraźnym, powolnym głosem, aby ludzie wobec niespokoju mogli dobrze słyszeć. Mimo to słowa traciły się w ciżbie, i pod chórem stojący nie wszystkie mogli rozumieć. Nagle stała się większa cisza.
Franek drgnął. — Co to?
— Michał Cichański, syn Józefa i Reginy z Chybów, z Anną Sołtys-Suhajówną, córką...
— To nieprawda! — chciał krzyknąć, ale tylko szept mu wyszedł z ust.
— ... urodzeni i zamieszkali w Przysłopiu... Zapowiedź pierwsza... Ktoby wiedział o jakiej przeszkodzie...
Franek jeszcze nie mógł wyrozumieć. Jakto? Ktoby wiedział o jakiej przeszkodzie... Patrzał wielkiemi oczami po ludziach, jakby szukał od-