Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 209.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powiedzi, i zewsząd widział oczy, zwracające się ku niemu — to żałujące, litościwe, to śmiejące się, szyderskie... Teraz dopiero zrozumiał.
Serce poczęło mu tłuc o piersi tak, że chwiało nim. Cały kościół wraz z ludźmi począł drgać, trząść się i wirować kołem. I pogasły mu w oczach naraz wszystkie światła. Na okamgnienie zatracił przytomność, szum jeno słyszał dziwny wkoło siebie. Poczem war, obłęd rodzący, buchnął mu do głowy, i gniew okrutny począł rozsadzać mu piersi.
Sto myśli naraz, sto zamiarów targnęło nim całym.
— Rzucić sie przez wszystkich ludzi, zwlec księdza z ambony i trząść nim, by odwołał...
— Znaleźć w ciżbie Michała i sprać go na miazgę...
— Wypaść w pole i całemu światu obwieścić, że Hanka jego...
— Gdyby sie kto sprzeciwiał — zabić...
— Cały świat wyzwać do walki!
Ale równocześnie z tymi zamiarami wołał głos stłumionego rozumu i siłą go wstrzymywał w miejscu.
— Coż ksiądz winien? Coż winien ten woli łeb, Cichański? Coż z tego, że sie świat dowie? Z kimże bedziesz wojował? Z wiatrem?
I opadła go tępa, głucha złość niemocy, serce przysiadła skała ciężka, że ledwo dyszał.