Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 219.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy dochodził do Sołtysowego osiedla, serce poczęło mu tłuc się niespokojnie w piersiach — na moment owładnęło nim zwątpienie nagłe — i zwolnił nieco kroku. Dziwna przytem bojaźń powiała zimnym dreszczem po jego strwożonem sercu.
Cała nadzieja jego w tem odkryciu... Ostatnia deska tonącego szczęścia... Co będzie, jak się nie uda?
Ale gwałtem, siłą zmógł się i, nie dając myślom czasu do zastanowienia, przeszedł prędko osiedle, wpadł prawie przez próg do sieni i szarpnął drzwi od świetlicy.
W izbie uczyniło się duże poruszenie. Widać nie spodziewali się tu Rakoczego, i nagłe jego zjawienie się wszystkich zaniepokoiło. Nawet na «pochwałę Boga» mało kto co odpowiedział. A ludzi było dość. Cała prawie rada gminna i insi podletni, wśród nich Suhaj, jako zwykle, siedzący za stołem.
Zmieszał się nieco i Franek, ujrzawszy tylu naraz samych ojców rodów. W obliczu ich wszystkie zabaczone niechęci wróciły mu na pamięć, wszystkie doznane od nich krzywdy poczęły mu się w sercu odnawiać, i nie mógł się odrazu oswoić z tą myślą, że on tam szczęście na ziemi im ścielił i że tu przyszedł do nich z dobrem uraczeniem. Przytem na widok starego Suhaja, który siedział zasępiony i zdawał się wej-