Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 226.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ostawiajcie ich w takiem opuszczeniu, bo sie potopią w nędzy ostatecznej...
Mówił potokiem słów płynących z serca, aby ich porwać dla zbawienia. Czul, że i swoje szczęście postawił na los niepewny. Trwoga o nie budziła w nim coraz większy zapał, wywoływała w jego słowach coraz szczerszą nutę.
Suhaj z niepokojem postrzegł, jak się twarze słuchających poczynają ognić i oczy łzawić niektórym. Coraz też gorsze spojrzenia rzucał w stronę Rakoczego.
A Rakoczy już na nic uwagą nie baczył i grzmiał w tej izbice jak budzący dzwon.
— Spójrzcie dokoła siebie, idźcie na wierch i stamtąd przypatrzcie sie tym roztokom smutnym... Jeżeli was strach nie porwie i w całej istocie waszej nie odmieni — to niech wam ziemia bedzie lekką... Nie przeto, iżbych wam miał starość wypominać — bo i drzewo, choćby stare, zazielenić sie może od wierzchołka, ale umarli sie nie odradzają... Odmłódźcie dusze swoje! Pokażcie, że was stać na drugie życie! Niech was nie straszy nieznane, bo co serce w skrytości swej uczuwa dobrem, to to i wobec rozumu nie może być złem! Idźcie za szczęście swoje w bój z naturą trwożną!... Wstańcie świtaniem odważni, bo na dzień jasny wstaniecie!... Otwórzcie serca na oścież, jak ja otwieram przed wami... Całą istotę swoją pokazuję wam dzisiaj przed