Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 009.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



Naprzeciw Tatr, między doliną nowotarską, a wężowatą kotliną Raby, wspięło się gniazdo dzikich Gorców. Od romantycznych Pienin odciął je wartki kamienicki potok, a od spiskiej krainy odgraniczył je falami bystry Dunajec.
Samotnie stoją nad wzgórzami. A wyżej jeszcze nosi głowę ociec ich rodu, zasępiony Turbacz. Niewiadomo, kto go ochrzcił i skąd mu to miano. Może stąd, że turbanem mgły przed deszczem owija łysą głowę, albo raczej, że widywano go zawsze w turbacyi wiecznej. Podle się z nim losy zaobeszły, dając mu zwykłą dumę wierchów i nadszczytów, a nie dając ich wielkości nadchmurnej. Otoczyły go jeszcze tłumem bliźniąt, wśród których maleje doznaku i zdaje się być zwykłą górą. A przecież coś mu się śni, że przed potopem inaczej bywało — coś mu się śni...
Z zazdrością patrzy, jak w słoneczne południe garbaty Krywań do Łomnicy się śmieje, a ona, zalotnica, rada go widzi. Daremnie się podnosi, by jej spojrzeć w oczy — ona hań grzeje