Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czoło wysoko... Z zazdrości też umizga się o zachodzie słońca do Babiej Góry. Widzi, jak opuszczona wdowa płoni się i czerwienieje i radaby się przychylić ku niemu, gdyby nie patrzeli na nią ze wszystkich stron.
Stary Turbacz mści się za małość swoją na wierchach Tatr, zasłaniając im czołem widok na wawelskie grodzisko. Zazdrosnem uchem łowi grające dźwięki Zygmunta i zasępia się w przeszłości dalekiej. Coś mu się śni, że drzewiej dzwony inaczej grały — coś mu się śni...
Ho! drzewiej! drzewiej!... Nasłuchał się Turbacz trąb wojennych — jeszcze mu do dziś dnia powietrzem grają, kiedy ociec wiatru, wiatr halny, przyjdzie w odwiedziny. On je pamięta dobrze. Było to wtedy, kiedy stary Turbacz synom sprawiał wesele; kiedy Turbaczyk pojął Kopę, a Obidowiec zapatrzył się nań i sięgnął po Obidowę. Wiatr muzykę sprowadził — niedźwiedzie tańczyły — a po groniach paliły się ogniste wici... Byli tu goście, jakich już potem nie widywano — olbrzymy o płonących głowach — straszyciele...
Drzewiej Gorce daleko czerniały lasem i długo hrube drzewa nie widziały siekier. Gazdowały tu kolejno niedźwiedzie i wilki, i chowały się stada nieprzeliczone sarn. Pierwsza osada ludzka w tej okolicy od późniejszego właściciela jej, a pana czorsztyńskiego, Lubomierzem nazwana, mieści się w roztoce tego samego imienia od