Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To jest prawda, bo duszno, psiakrew, jak pod ziemią...
— To idź! Leć na koniec świata! Kto ci broni? Powietrza jest wszędy pełno i tu go nie brak...
— Ale to powietrze zatrute! zatrute! powiadam...
— Kto je zatruł?
— Ci, co nim letko oddychają... co ich nie dławi...
— Każ sie człeku pokropić święconą wodą...
— A wy sie dejcie za życia kanonizować, bedzie wam dobrze...
— Franek! czy ty nie zaprzestaniesz tych dowodzeń?
— Nie, dopokąd mi sił stanie...
— Przewodź! przewodź! Pnij sie do góry, ale wiedz, że ten, co najwyżej wylazł...
— Wiem, to na łeb zleci. Ale to musi być stary, że sie nie zdole utrzymać.
— On zawdy swoje musi mieć na wierchu! — zawołał Suhaj. — Ty tak, on tak, a nie opuści, nie, bo on mądrzejszy nad inszych, choćby to był nie wiem kto...
— Choćby i sam naczelnik Przysłopia... — dodał Rakoczy.
— Żebyś se wiedział, — trząsł się Suhaj — że ja nie z takimi gadował nieraz. I nie tacy mnie słuchali.