Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt mnie nie nauczył. Ale powiedz starej Jadze, może co pomoże...
— Hanuś! Hanuś!
— Franuś! Franuś! — przedrzeźniała dziecinnie.
Śmiali się, jak psotniki dwa pośród jabłoni.
— Co ja mam z tobą biedy! — szepnął.
— Przedaj! Kto inszy nie będzie narzekał...
— Za nic w świecie!
— Ha! To musisz cierpieć...
I pochyliła głowę z taką rezygnacyą świętą, jak małe jagnię, któremu brata wzięli na ofiarę, a ono widzi i pomódz nie może. Uściskałby ją za to...
— Przybliż sie — poszepnął — a jak nie, to ja te krzasła zwalę i przeskoczę...
— Aha! Do cudzego sadu... wolno ci? Jaki prędki!
Zastanowił się i posmutniał odrazu.
— Dyć to prawda, że sad twojego ojca... — szepnął.
— I mój i mój! — kołysała się na gałęzi. — Kanyś ty był, Franek? — spytała.
— Byłech u was...
— Co oni tam radzą? Powiedz mi... Bo sie tylu gazdów naszło, jak na jaki odpust.
— Do wójta.
— Czy ci ociec pedzieli co, żeś taki? No gadaj-że, nie patrz tak... Przecie ja ci nic nie