Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

swoją na wierchach, niejednego bielutka mogiła nakryła, żeby mu się dobrze spało na wiek wieków wieczny.
Obidowiec byłby rad i nie ruszyłby się z miejsca, choćby ślubną Obidowę ognisty smok przejeżdżał nieustannie, bo iskier lęka się naprawdę, by się na nim odzienie suche nie zajęło: serdak z cetyny smolnej, wyszywany po krajach bukowymi liśćmi. Wolałby już Obidowę ostawić w nadzieji, że ją kolej, idąca ku Tatrom, przejedzie — ludzie zaś woleliby jeździć na siedzeniach, choć i teraz po urwiskach na siedzeniach jeżdżą. Wszystkiemu narodowi Pan Bóg nie wygodzi, bo każdy ino tego pragnie, co drugi posiada. Zazdrość już za Jadamem chodziła po raju, zanim zgrzeszył, niechcęcy. Bo ona dużo starsza od grzechu i cnoty.
Tak i naród przysłopski... Zazdrościł Podhalanom, że mają Matkę Boską cudowną w Ludźmierzu, miejscu nie pośledniem, skąd wyszli już przemocni ludzie na chwałę narodu. Idzie o nich hyr nie mały daleko po świecie. A jak o morze się odbije, to Tatry usłyszą i opowiedzą narodowi, ludźmierskiemu naprzód, kto jego sławę zaginioną po świecie roznosił. A naród będzie słuchał, dziwując się wielce, że to nie obcy, nie światowce, ale nascy ludzie.
O tym jeszcze głucho w Tatrach i w całej dolinie. Tembardziej przysłopski naród, jako za