Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dole w roztokach. Zdawało im się, że podrośli; Hanka nawet nie wierzyła, żeby kiedy była małą, dopiero, jak się zrównała z Rakoczym i spojrzała na czoło jego, przekonała się ze smutkiem, że tak samo jak i przedtem musi zadzierać głowę, by je dojrzeć i obaczyć czarne strączki spadających włosów.
— Jee! — pomyślała z niechęcią — tak trza patrzeć na ten łeb, jak na Obidowiec...
Lecz, mimo to, patrzała często, ani się jej nie sprzykrzyło zadzierać głowy. I Franek zawdy na czas odpowiadał wabiącym oczkom, choć zolbrzymiały wokół świat czarował jego oczy. Widząc dobrze, że Hanusia ma oczka doznaku takie, jak niebo na wschodzie, obaczył równie dobrze i wyraźnie, że Gorce mają kształt podkowy. Musiała zostać chyba od potopu. Rdza ją wiekami ujada i gryzie, ale nie skruszy jej do końca świata, o tem nie wątpi nikt. Podkowa ta olbrzymia otwarta na północ.
Idą właśnie po jednym końcu, po Suhorze, prosto na Tobołów, pod Obidowiec, który się zatacza na wschód i obejmuje Turbacz za ramiona... Z drugiej strony, równolegle do grzbietów, zgarbionych pod ich stopami, stoi Kopa, synowa starego Turbacza, pochylona całym ciałem ku Turbaczykowi. Środkiem zaś doliny idą, i staczają się roztoki prosto ku północy, spadając z hukiem i rozgwarem w zagłębione wioski.