Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A dobrze — przystał Franek. — Ale z powrotem, pamiętajcie! przez Turbacz pójdziemy.
Zgodziły się tem chętniej, że się do jutra może dużo zmienić. Może być deszcz... Choć Babia Góra była czysta, nie pokazywało.
Zwrócili się gromadką na prawo i zeszli z Obidowca na niższą polanę tobołowską, skąd już Tatr nie było widać.
Franek poweselał. Mając przed oczyma to jagnię, swawolące jak te jagnice wypuszczone ku wiośnie z owczarni, nie miał siły chmurzyć się, choć mu jeszcze na dnie serca nie ustał smutek. Rozgwarzył się i opowiadał o podhalskim świecie, o dawnych ludziach, jacy tu bywali, jakie miewali przybiory i stroje, a jakie dzieła poostawiali w pamięci ludzkiej po sobie, że jeszcze do dzisiednia o nich gadki idą...
Niewiasty słuchały pilnie, dziwując się wielce, jak on to zdołał zapamiętać wszystko i tak składnie ułożyć w tej głowie, jakżeby czytał.
Podziwiała i Hanusia tę czarną głowę stręczystą, a taką przemądrą.
— Mówi jak ksiądz — myślała z dumą, bo nie wierzyła, żeby kto był nad księdza mądrzejszy. — Przecie to piastun Boży — dumała se nieraz — to musi być i dużo mądry. Nacóżby sie Paniezus dał głupiemu piastować?
Zadzierała głowę, idąc obok, i zdawała się pilnie słuchać, co Franek opowiadał o tych cza-