Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 140.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że ona ma przecie koło siebie towarzyszki obie, które, jako starsze od niej i na odpustach doświadczone, ochronią ją od ścisku i uprowadzą z ciżby, tem chętniej, że i własne bezpieczeństwo będą mieć na oku.
— A może poszły do spowiedzi? — przyszło mu na myśl i zadziwiło niepomału, że na to nie wpadł prędzej. — To najpewniej, że przy konfesjonale jakim ślęczą, a ja sie tu trapię, szukam... To zawdy tak bywa. Niewiasta, jak ci sie z przed oczu straci, to jej nigdzie nie szukaj, ino w przedsionku piekła, abo nieba. Przysięgać można, że ją tam napotkasz.
Widział w myślach jej głowę, pochyloną przed kratą, i te oczka niebieskie, a takie jagnięce, że samego Pana Boga mogłyby oszukać. — Z czego się to ma spowiadać? — pomyśli sobie ksiądz, kiwnie palcem i zawoła ku sobie. A słysząc przewinienia, które nawet w najostrzejszym kościele za grzech nie uchodzą, jako, że dzbanek stłukła, idęcy po wodę, albo rozmaryn utopiła w lesie na potoku (bo one od tego zawdy zwykły rozpoczynać), przerwie i, nie słuchając dalej, da jej rozgrzeszenie. A jak się zaplącze sama, i spowiednik zmiarkuje, że nie o ten dzbanek chodzi, ani o to mleko, wtedy zaprze się serdecznie i w skruszeniu serca calutką winę złoży na drugiego, malując go tak czarno, jak dusze białe malują