Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Całowali się grupami, obejmowali za szyje, a potem pili zdrowie swoje, całego narodu: Suhaj nawet rozrzewnił się i począł ruszać powiekami, jak gdyby myślał płakać. Skoro widział, że im już pomiękły serca, począł mówić: o gminie, o upadku rodów i o tem, za jakimi przewodnikami naród ma iść, aby nie przyszedł na biedę.
— Uważcie ludzie! — prawił — bo czas niedaleki... Trza sie gromadą wziąć za ręce, stanąć za swoimi, a nie dopuścić nikogo, co sie naprzód pcha i woła, że on najmądrzejszy. Gminie rozumu nie brak, nie, ino oparcia! Tak moi mili... O to was też proszę...
Powstali na to z ław i poczęli wołać, że cały kraj się może na nich oprzeć. A za ojcem Suhajem pójdą i do piekła. Przyrzekali mu święcie i obiecywali więcej, niż od nich żądał. Każdy z osobna zachodził przed oczy i sumitował się na wszystko: że on przyjaciel Suhajów do śmierci, rab i czeladnik jego najwierniejszy... Nikt już, choć mało kto ustać mógł, nie siedział; był ruch, jak w ciasnym koszarze. A gdy Suhaj na ostatku wspomniał o nieprzyjaciołach gminy — powstała taka zajadłość, takie wrzenie wielkie, że, zdawało się, ściany pękną i powała spadnie.
Długo w noc słyszano po wsi hałasy i śpiewy, jak się widziało, wychodzące z osiedla Sołtysów. Ludzie biedni mówili, że u wójta święto.
Powróciła nareszcie i Hanka z odpustu. Oj-