Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na gorące prośby swoich blizkich, by gminy nie osierocał, dał się przecie namówić i ostał jeszcze na urzędzie do jakiegoś czasu. Ale niech się ino trafi jaki godny człowiek, coby mógł piastować urząd, to się zaraz zrzeknie. Wiary temu nie dawali słuchający ludzie; wielu jednak podumało w sturbowanych sercach, jakaby to była bieda dla przysłopskiej gminy, jakby, czego nie daj Boże, Suhaja zabrakło. Ktoby się umiał tak szczerze narodem zaopiekować?
Najwięcej mątu czynił po wsi Błażej. Ten nie dospał, nie dojadł, ale, co świt, gnał do chałup i gadał niezmordowanie, czy kto chciał słuchać, czy nie. Nie było we wsi chałupnika, ba, nawet i na komorze siedzącego chłopa, któregoby nie odwiedził w owym krótkim czasie. Nie ciążał se iść najdalej, na sam koniec roztok. Wszędzie go pełno było i nigdzie miejsca nie zagrzał. A miał w zapasie historyjek mnóstwo. Jak sie jedna nie widziała, to poczynał drugą, aże nareszcie natrafiał na taką, co się przyjęła, jako prawda i ostała w głowach. Sam dużej pamięci nie miał, co go wielce gryzło. Bo zdarzyło mu się nieraz, że zaszedł do chałupy, w której już był wczora, i jął to samo, a odwrotnie, opowiadać ludziom. Dopiero po śmiechu ich miarkował, że kiepsko; musiał chytrością nadrabiać i dziergać na nowo. Miał jednak swoje chwile powodzeń niemałych, zwłaszcza wśród komorników, którym dużo roz-