Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nającego: nie porada uciec od nich, ani ich zapomnieć.
— Com ja zawinił? — szepnął błagająco i począł drżeć przed obliczem sumienia swojego, które stanęło przed nim w postaci anioła, dzierżącego w prawicy swojej wagę.
Podniósł oczy od ziemi — widmo znikło. Sen rozemglił się i rozwiał, jak obłok na wietrze. Uspokoił się, długo patrzał po szerokim świecie, jakby chciał wchłonąć oczyma światło z całej ziemi.
Nie zegnał jednak słońcem owej słoty, jaka ciemnicą zaszła w jego duszę. Było mu źle i widział, że mu coraz ciężej.
— I duszno... Ale to tak, jakby sie niebo zniżało ku ziemi. Zbraknie wnet powietrza piersiom. Jak w dole wązkim, zatęchłym od wieku — taka dusznota dookoła. Powiadają, że ten świat jest ogromnie duży, a ciasno jednemu człowiekowi na nim... Gdzież sie duch człeczy ma rozrastać? Kiedy jest jak drzewo w gąszczu. Zewsząd cień i ucisk wielki, gałęzie schną prędko, a ostanie wierch zielony, to taki mizerny, że nie zdoła dać owocu, ni udźwignąć szyszek. Tak to karleje drzewo w gąszczu... A co z niego na wolnem polu mogło wyróść, jaki obłoczny maszt!
Myślą stanął u wierzchołka, i zamąciło mu się w głowie.