Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 191.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziej; tyle, co, jak sie woda uleży, z dołu przywędrują. Ale i tam ich, widać, niszczą, bo ich coraz mniej podchodzi. Kanyby też człek żywinie jakiej dał sie ozmnożyć?
I znów przestał i wodził oczami dookoła, a z takim zajęciem wielkim, jakby wszystko, co spotyka, pierwszy raz oglądał.
Franka poczęła zwolna zastanawiać ta inaksza natura w człeku, żyjącym wśród ludzi. Poznał z jego słów rozumnych, że nie jest głupawym. Coś inszego w tej głowie...
Nieraz, idąc koło wody, napotkał w piasku rzecznym kamyk, który go zdziwił odmiennością swoją. Brał go do ręki i dumał, co pod tą powłoką szarą może się znajdować: czy jaki dziwny kryształ rzadki, czy też taki sam, jak wokół, piasek?
Ten człek podobnie zajął go, i ciekaw był dowiedzieć się coś o jego życiu.
— Jakże wam sie powodzi? — spytał.
— Nienajgorzej... Niema o co narzekać, bo niema. To ino źle, że nieszczęście jak spadnie, to nie odrazu, tak, żeby już człek nie mógł dychnąć, ale pomału spaduje, letko, po jednej gałązce. Widzi sie, że każda ma walor zabić, a nie zabije. Tak ino powoli tłuką. Powiedziałbych, że to nienajlepiej. I nie wiem, nie mogę nijak wydumać, komu sie tak chce zabawiać z człekiem...